Budzik wyrwał nas z błogiego snu już o 7 rano. Trzeba było się przepakować i zjeść śniadanko jeszcze przed wyjazdem do dżungli. Pakujemy sie na pikapa i jedziemy 2 godzinki. Jemy lunch pod świątynią, zbudowaną na górze. W naszej ekipie jest 4 polaków (czyli MY) dwie niemki i dwóch irlandczyków (którzy w Tajlandii rozpoczynają swój roczny wypad dookoła świata). Jeszcze przed wejsciem do dżungli spotykamy się z naszym drugim przewodnikiem - tajem (nic nie mówił po angielsku) - dla którego wyjątkową rozrywką jest podśmiewywanie się z naszej niezdarności (oczywiście pisząc naszej mam na myśli "niezdarność niemiecko-irlandzką"). Byliśmy oniemiali oglądając las bananowców i niezwykłe kolory bujnej roślinności. Przedzierając się przez liczne potoczki i rzeczki docieramy do wodospadu i bambusowej chatki (nasz dzisiejszy HOTEL). Ale przed snem wypadałoby się opłukać - ależ woda była zimna, od razu robi się człowiekowi rześko. Nasi przewodnicy w tym czasie przygotowali nam kolacje - mniami mniami notabene. Jesteśmy zmęczeni tym pierwszym dniem trekkingu i padamy jak kawki tuż po zmroku znaczy około 19.30
Zasoby: 
47.621 
22.132 
1.107.478 
3.423 
