2 dzień trekkingu - słonie

W nocy było tak zimno, że już o godz. 4:00 marzyłam żeby się zrobiło jasno (czyt. ciepło). Wszyscy wstaliśmy z czerwonymi nosami z zimna i pogryzieni przez jakieś owady. Ale po wyjściu z domku czekało już na nas rozpalone ognisko, ciepła herbatka i kawka. Po śniadanku dalej ruszamy w drogę, po godzinie marszu pierwsza przerwa. Nagle nadchodzi słoń, a raczej słonica z rocznym małym słonikiem. Ja ze strachu ląduje w krzakach ;). Lokujemy się na słonie, nam przypada słonica z młodym, około godzinki jedziemy sobie na jej grzbiecie. Słonica miała niezły apetyt nie przepuszczjąc żadnej napotkanej gałązce nadającej się do zjedzenia. Raz nawet zaklinowała nas między drzewami bo gdzieś tam wypatrzyła niezły kąsek...Ciężko było nam sie pożegnac z tymi wspaniałymi zwierzetami.
Czekało nas jeszcze ciężko przechadzka. Ok. 14:00 dotarliśmy na szczyt góry, gdzie zjedliśmy obiad w naturalnej restauracji z pieknym widokiem na las. Makaron (chiński) dostaliśmy zawinięty w liść bananowca, obwiązany jakąś trawką, a pałeczki były wyciosane z czegoś co rosło w pobliżu - wszystko przygotowane przez naszego wesołego Taja.
Dziś też mamy okazję wykąpać sie pod wodospadem - oj zimno było - ale wesoło ...
Wieczorem docieramy do wioski plemienia KAREN. Kolejna noc w bambusowej chatce. Zwiedzamy wioskę, bo zaraz bedzie ciemno (o 18:15 jest totalna noc). Gdy wracamy ze spaceru na progu czekają kobiety z dziećmi i z różnymi pamiątkami, które usiłowały nam sprzedać. Z Kasią korzystamy z okazji i kupujemy szaliczki, chlopaki natomiast branzoletki. Dziś przezorniej nie idziemy szybko spać, tylko na max. długo siedzimy przy ognisku, aby skumulować jak najwięcej ciepła przed zimną nocą. Po czym nakrywając się 9-cioma kocami idziemy spać.

Zdjęcia (21)

Komentarze (0)